Strony

poniedziałek, 6 lipca 2020

Co z tymi świętami?

Coraz częściej słyszę od znajomych i nieznajomych słowa: nie lubię świąt Bożego Narodzenia! Skąd ta nagła niechęć do tak pięknej tradycji? Przecież choinka, prezenty, wspólna kolacja… a jednak badania psychologów pokazują, że święta Bożego Narodzenia są jednym z najbardziej stresujących wydarzeń w ciągu całego roku.
Kiedy piszę ten tekst jest listopad. Mimo że do świąt jeszcze prawie 1,5 miesiąca w większości hipermarketów pojawiły się już gwiazdkowe gadżety, czekoladowe mikołaje i ozdoby choinkowe. Na niektórych wystawach już złote łańcuchy i śnieg, a w niektórych radiostacjach świąteczne audycje. Tak, to nie żart: słyszałam już nawet pierwsze Last Christmas! Święta zaczynają dominować w naszej szaroburej jesiennej rzeczywistości, co więc będzie za miesiąc? Za miesiąc to już pewnie nam tak obrzydną, że z radością powitamy zmianę dekoracji na noworoczną, a może nawet już walentynkową.
Wszechobecna komercjalizacja tego przecież typowo religijnego wydarzenia powoduje, że coraz rzadziej naprawdę cieszymy się na jego nadejście. No bo na co tu czekać, skoro wszystko dostajemy już w listopadzie? Jak wyglądać Mikołaja, skoro po ulicach biegają ich tłumy? No i przede wszystkim, z czego tu się cieszyć, skoro nie stać mnie nawet na połowę tych cudeniek, które widzę codziennie na sklepowych witrynach?
W reklamach i filmach to te święta tak cudnie wyglądają. Choinka taka piękna, rodzina elegancko ubrana. Bogato zastawiony stół, radosna atmosfera, wspaniałe prezenty… a u mnie co? Ozdoby zeszłoroczne, sukienka już nie pierwszej młodości, kolęd nikt śpiewać nie umie, ciocia Zosia znowu będzie marudzić, a od babci dostanę kolejne skarpetki. No i karpia nie umiem przyrządzić.
Takie to wszystko jakieś smutne. Cóż się zatem dziwić, że nie lubimy świąt?
Ale ja się jednak dziwię. Bo przecież, i tu uwaga, prawda oczywista: święta to nie tylko prezenty, choinka i ten cały blichtr. Wręcz przeciwnie, może warto sobie przypomnieć, czym tak naprawdę jest Boże Narodzenie i jaki przekaz ze sobą niesie. Może zamiast z zazdrością spoglądać na sklepowe półki, spójrzmy w głąb siebie i zastanówmy się, kiedy ostatnio tak naprawdę przeżyliśmy te piękne święta?

Sacrum czy profanum?
W pogoni za świętami idealnymi, zgubiliśmy gdzieś całkiem ich sens. Daliśmy sobie wepchnąć Boże Narodzenie w wersji skomercjalizowanej, w którym dominuje mieć zamiast być. W którym nie da się ich przeżyć spokojnie, z refleksją. Sfera profanum przegoniła sferę sacrum. I tak, jedna sprawa, to to, że po miesiącu oglądania świątecznych wystaw, ozdóbek, reklam i słuchania w radiu świątecznych piosenek większość z nas ma już dosyć świątecznej atmosfery. Ale do tego dochodzi jeszcze jedna ważna kwestia: zapomnieliśmy, co tak naprawdę w tym czasie jest ważne. Najlepiej zacząć od początku. Czyli od tego, co to w ogóle za święto. Kiedy ostatnio czytaliście Biblię lub przypominaliście sobie historię narodzenia Chrystusa? Ci, co mają dzieci, pewnie niedawno. A reszta? Może warto do tego wrócić?
Inna sprawa, że choć teoretycznie mamy do siebie coraz bliżej, tak naprawdę coraz nam do siebie dalej. Rzadziej się widujemy, rzadziej rozmawiamy. Umiejętność porozumiewania się zanika wprost proporcjonalnie do liczby wysłanych esemesów czy wiadomości na czacie. Coraz bardziej chronimy swoją prywatność. Coraz częściej, nakłonieni nachalnymi reklamami, spędzamy święta daleko stąd, np. na zagranicznych wycieczkach.
A przecież Boże Narodzenie to dla wielu Polaków najważniejsze święto w roku (choć w kalendarzu liturgicznym palmę pierwszeństwa trzeba oddać Wielkiejnocy). Polacy traktują je jednak przede wszystkim jako święto rodzinne. Tylko dla 29% Polaków najważniejszy jest aspekt religijny. Nie powinien dziwić zatem fakt, że przeżywane jest ono uroczyście zarówno przez wierzących, jak i niewierzących. Dla zdecydowanej większości Polaków najważniejsze w czasie świąt Bożego Narodzenia są elementy odwołujące się do życia rodzinnego i tradycji: spędzenie czasu z najbliższymi, wyjątkowa atmosfera tych dni, podtrzymywanie zwyczajów.
Jeśli z członkami rodziny spotykamy się jednak raz w ciągu roku (albo dwa, wliczając wesele lub pogrzeb) to przebywanie z właściwie obcymi Ci ludźmi przez dłuższy czas może nie być przyjemne. Sport, polityka, dzieci, zdrowie – tematów do kłótni może być dużo i jeśli spędzasz świąteczny czas jedynie przy stole (na którym dodatkowo pojawia się alkohol) to prędzej czy później coś pójdzie nie tak. Najlepiej też od razu założyć, że ktoś powie jedno słowo za dużo, coś komuś nie będzie smakowało, ktoś nie wykaże się dostatecznym entuzjazmem przy rozpakowaniu prezentów itd. Być może właśnie dlatego tak ciężko nam się rozmawia przy wigilijnym stole. Każde pytanie odbieramy jak wejście w naszą prywatność, każdy temat może być potencjalnie konfliktowy, każda uwaga bolesna. Może warto jednak w tym dniu, w Wigilię, spróbować się trochę otworzyć. Przyjąć, że kolejne pytanie babci „kiedy Ty wreszcie za mąż wyjdziesz?” wynika z troski, a nie ze wścibstwa? Porozmawiać nie o polityce, a o fajnej książce, filmie, planach wakacyjnych? A gdy nie da się wypełnić ciszy, bo jednak za daleko nam przy tym stole do siebie, to przecież można wspólnie posłuchać kolęd albo pogadać o niejakiej Maryni, której wdzięki zna przecież każdy z nas. Bardzo dużo zależy od nas, naszego nastawienia, dobrych chęci. Dlatego też każdego zachęcam, by na tydzień przed świętami pogadał sam ze sobą na ten temat i spróbował w tym roku inaczej spojrzeć na siebie i innych.
Tu dochodzimy też do ogromnie ważnego tematu, czyli samotnych świąt. Przyjęło się jakoś, że święta trzeba spędzać z najbliższymi i koniec, bo inaczej będą do kitu. A co, jeśli nie mamy takich najbliższych? Jeśli na samą myśl o samotnej Wigilii wszystkiego nam się odechciewa? Wtedy również mamy wiele dobrych możliwości. Możemy na przykład wyjechać, wiele ośrodków jest przecież czynnych w tym okresie i ma ciekawe oferty. Może to być też zawsze okazja do spotkania się z innymi ludźmi, zrobienia czegoś dla siebie. Co więcej, spędzenie świąt poza domem i z nieznanymi osobami, otwiera nas na świat i może być początkiem niejednej pięknej przyjaźni… Powtórzę jeszcze raz, to nasze nastawienie jest tu kluczem. Możemy też przecież w tym dniu spotkać się ze znajomymi, którzy nie obchodzą świąt, przeczytać książkę, do której od dawna się zabieraliśmy, posłuchać dobrej muzyki. A może dałoby się nawet zaprosić do siebie kogoś potrzebującego? Samotną sąsiadkę z naprzeciwka albo tego pana, który czasem pomaga nam przejść przez ulicę? Co trzeci ankietowany przyznaje, że jego rodzina zaprasza na Wigilię osobę samotną lub ubogą. A może na ten jeden wieczór można zostać wolontariuszem w szpitalu czy hospicjum? Przecież Boże Narodzenie to czas dobroci i miłości. Kochajmy więc nie tylko bliźnich, ale też siebie. Zróbmy w tym dniu coś, co da nam satysfakcję, nawet jeśli nie uda nam się przez to zjeść 12 potraw.

Gorączka przedświąteczna
Te obowiązkowe 12 potraw to kolejny powód, dla którego wiele osób nie lubi świąt. Świąteczna krzątanina – jak uroczo to brzmi. A w rzeczywistości to ciężka harówa na tydzień przed świętami, mycie okien, pranie, sprzątanie, gotowanie. Atmosfera aż furczy od niewypowiedzianych pretensji i frustracji, najczęściej pani domu. Może więc lepiej w wir przygotowań wciągnąć wszystkich członków rodziny i każdemu przydzielić część obowiązków? I co z tego, że tata wybierze trochę niezgrabną choinkę, dzieci powieszą krzywo łańcuchy, ktoś kupi nietrafiony prezent? Ważniejsze jest, aby przygotowanie świąt nie zniszczyło całej atmosfery. A może nawet, o zgrozo! Po prostu sobie odpuścić? Sprzątnąć, ile się da, a do 12 potraw zaliczyć również kompot z suszu? Przecież to znowu nie oto w tych świętach chodzi. Nie róbmy więc sami sobie z nich koszmaru. Jeśli okna nie będą umyte, to pierwszą gwiazdkę możemy zobaczyć też wychodząc po prostu na świąteczny spacer.
Możemy te święta spędzić ze skrzywioną buzią, wzdychając z frustracją i zgrzytając zębami. Ale możemy też przypomnieć sobie, że oto narodził się Zbawiciel i przyniósł nam nadzieję. Niech ta nadzieja zagości w naszych sercach i spowoduje ich przemianę. Niech Boże Narodzenie stanie się pierwszym dniem naszego nowego życia, w którym do większości zdarzeń będziemy podchodzić z entuzjazmem i optymizmem. A wtedy na pewno świat wokół się zmieni i stanie się bardzo przyjazny, czego autorka wszystkim Czytelnikom serdecznie życzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz