Strony

środa, 28 sierpnia 2013

Jean Liedloff - W głębi kontinuum

Długo mnie tu nie było. Okazało się, że brak zajęcia powoduje, że człowiek ma mnóstwo zajęć i bardzo mało motywacji. Oczywiście książek przeczytałam w tym czasie mnóstwo, ale zacznę od pozycji, o którą pytało mnie już kilka osób, a która wywołała spore zamieszanie w matczynym wszechświecie.
W głębi kontinuum stało się podobno biblią matek wychowujących dzieci w nurcie macierzyństwa bliskości. Już sam ten termin jest dla mnie bardzo frustrujący - bo jak inaczej, jak macierzyństwo bez bliskości! Toż to chyba patologia? Przecież to chyba oczywiste: miłość, ciepło, bliskość fizyczna i psychiczna... czy z tego trzeba robić ideologię? No, ale najwidoczniej rzesze zwolenników tej doktryny uznały, że były wychowywane bez bliskości i postanowiły stworzyć z tego nowy trend, a że przy okazji dało się też na tym zrobić biznes... Ponieważ jednak wszelkie znalezione przeze mnie informacje na ten temat były dość chaotyczne i niejasne, postanowiłam sięgnąć do źródeł. Zabierałam się do Liedloff jak pies do jeża. Mam ją w domu od ładnych kilku miesięcy, ale leżała na półce i drażniła. Nie da się być obojętnym wobec tej książki, ani nawet neutralnym. Nie wiem nawet, czy da się być obiektywnym...
Przyznaję, że zaczynałam z nastawieniem negatywnym. Po skończeniu liczba moich negatywnych emocji wcale też nie była mniejsza. Ale nie wpadłam w tak cieszący autorkę obłęd, jak opisywana przez nią Rosalind: nie "słaniałam się z bólu, niezdolna wręcz do życia w świetle nowo odkrytych faktów". Przeciwnie, pierwsza moja myśl brzmiała: bzdury! Nie poparte badaniami, oderwane od rzeczywistości bzdury i robienie ludziom wody z mózgu.
Ale zacznijmy od pozytywów. Zgadzam się z Panią Liedloff co do zasady. Bliskość z dzieckiem: tak. Podążanie za nim: tak. Dawanie dziecku pewnego rodzaju wolności: tak. Tulenie, noszenie, głaskanie, tak! Naturalny poród, karmienie, intuicja: tak!
A co do reszty?
Kiedy ochłonęłam, pozbierałam sobie to, co miałam do zarzucenia Pani Jean.
1. Jeszcze się taki nie pojawił, coby potrafił powiedzieć, co czuje noworodek lub niemowlę. Tymczasem autorka, jak się okazuje, wie to doskonale, i na tym opiera większość swoich teorii. Toż to rewolucja! Ktoś wreszcie wniknął w umysły maluchów!
2. Jeśli ktoś chce wychowywać dziecko w stylu plemion indiańskich czy też jakichkolwiek innych: wspaniale. Powrót do natury, pierwotne instynkty, pełna swoboda itd. Ale jeśli chce to robić z użyciem wszelkich dobrodziejstw cywilizacji, to musi niestety wziąć pod uwagę jej wpływ na tworzenie się więzi. Nie da się przenieść tych jakże wspaniałych, naturalnych, matczynych zachowań na środek Nowego Jorku, do szumu maszyn i hipermarketów. Jest to absurdalne. To, że wciśniesz dziecko w chustę, żeby pójść z nim do centrum handlowego, nie spowoduje, że dziecko otrzyma mniej bodźców. Otrzyma tyle samo, bo chusta nie wyciszy hałasu ani nie zasłoni wszechobecnych jarzeniówek.
3. Autorka powołuje się czasem na wiedzę psychologiczną, ale większość jej wywodów nie ma z odkryciami psychologów nic wspólnego. Ma za to dużo wspólnego z graniem na emocjach. Drastyczne przykłady ("budzi się w płenej grozy ciszy i bezruchu..."), opisy pełne dramatyzmu ("zrozpaczone tęsknotą w martwym, wilgotnym i nieprzyjemnym otoczeniu..."), emocje na każdym kroku (" budzi się w piekle")... łatwo w ten sposób wpędzić kogoś w poczucie winy, wywołać w nim potrzebę zmiany i... sprzedać książkę.
4. Założenie, że każde dziecko odczuwa tak samo, wydaje mi sie dość kontrowersyjne. Osobiście znam dzieci, które od urodzenia nie przepadały za dłuższym kontaktem fizycznym. Być może była to kwestia delikatnego układu nerwowego, a może po prostu preferencji. Niemniej jednak są takie. Co z ich kontinuum!?
5. Zachwyt autorki nad plemieniem, u którego mieszkała jest zrozumiały. Ci co mieszkali z wilkami też się ekscytują. Nie zmienia to faktu, że te dzieci żyją w konkretnym środowisku i w konkretnym miejscu. Ja tymczasem niecierpliwie czekam aż dzieci Pani Liedloff dorosną. Bardzo chciałabym usłyszeć ich zdanie o ich mamie. Tymczasem natomiast przerażają mnie konsekwencje wprowadzenia niektórych założeń tej książki w życie i wychowanie dzieci tych mam, które nie mają do siebie dystansu i dadzą się porwać emocjom po przeczytaniu opisu cierpienia przewijanego niemowlęcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz