Strony

piątek, 25 stycznia 2013

W sercu emocji dziecka - Izabelle Filliozat

Jestem matką błądzącą. Matką poszukującą. Matką nieprofesjonalną, wręcz absolutną amatorką. Ale jestem też matką wnikliwą, więc sięgam po różne książki, do różnych teorii wychowawczych.
Z racji zainteresowań psychologicznych fascynują mnie emocje. Sięgnęłam więc po książkę W sercu emocji dziecka, która podobno zrobiła furorę we Francji. Pomyślałam: może ta książka przybliży mi, co dzieje się w  tej małej główce? W cudowny sposób podpowie mi, jak zapobiec scenom w hipermarkecie?
Podstawowe założenia są dość przekonujące: dziecko, wbrew temu co myślano kilkadziesiąt lat temu, jest człowiekiem i ma uczucia. Ma uczucia i nie umie nad nimi panować. Ma uczucia i wyraża je natychmiast, bo nie zna jeszcze blokad związanych z życiem społecznym (superego milczy...). Ma uczucia i one, szczególnie te negatywne, je przerażają. I te uczucia należy szanować. Należy rozumieć. Akceptować. Wspierać.
Do tego miejsca wszystko się zgadza. Wszystko jasne. Teoria jest przekonująca, wpisuje się we współczesne myślenie o dziecku, jak o partnerze interakcji. Potwierdza, że dziecko boi się intensywności własnych uczuć i potrzebuje poczucia bezpieczeństwa i miłości, aby nauczyć się nad sobą panować.
Schody pojawiają się, gdy dochodzimy do praktyki. Bardzo mnie interesowało, co należy zrobić, gdy maluch dostaje ataku histerii na środku ulicy i urządza scenę rodem z reklamy prezerwatyw. No bo teoretycznie wiem - zamordować gówniarza. No dobra, żart. Teoretycznie należy zrozumieć i pomóc się opanować. Ale weź pomóż się opanować kopiącemu i wrzeszczącemu dwulatkowi, gdy na dodatek okoliczne staruszki już pędzą powiedzieć Ci co masz robić.
Otóż Pani Filliozat radzi (w ogromnym uproszczeniu) dziecko przytulić i powiedzieć coś w stylu: rozumiem, że się złościsz, masz prawo wyrażać emocje. A potem dziecko powinno się uspokoić i paść matce w objęcia. No cóż, proponuję, żeby każda mama przetestowała sama ową metodę. We mnie budzi ona ogromny opór (i nie działa na moją córkę). Tym bardziej, że później autorka opisuje scenę, w której jej własna córka, po tym jak matka za coś na nią nakrzyczała, informuje zirytowaną  mamusię, że nie ma prawa do niej tak mówić. Być może jestem tradycjonalistką, ale odnoszę wrażenie, że owa metoda prowadzi w prostej linii do wychowania egocentrycznego, rozpieszczonego dorosłego, który będzie "okazywał emocje" wszystkim dookoła, bo przecież ma prawo, ale za to, odbierze to prawo wszystkim innym.
Niemniej jednak myślę, że warto tę książkę przeczytać. Ja sobie dzięki niej uświadomiłam, o jak wielu swoich dziecięcych przeżyciach zapomniałam i że czasem warto do dziecka "ukucnąć", zapominając na chwilę o perspektywie dorosłego.

7 komentarzy:

  1. Poprzedni komentarz wcięło... No nic.
    Napiszę tak: ja praktykuję wersję "jestem dostępna", a unikam przytulania bez pytania, szczególnie, gdy emocje eskalują.
    Polecam też książkę "Kiedy twoja złość krzywdzi dziecko" wyd. MiND,opracowanie zbiorowe. Najlepsze w tej książce są propozycje "przerobienia" swoich emocji, ćwiczeń i obserwacji siebie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hop, hop :)
    Czytałaś może Agnieszkę Stein i jej "Dziecko z bliska"? Ciekawa jestem twojego odbioru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest na liście do przeczytania,tylko u mnie w bibliotece nie ma;/ Chcę też przeczytać W głębi kontinuum, bo o tym tez wiele słyszałam.

      Usuń
    2. Dorota, jak się wreszcie ze mną ustawisz (i z moimi chłopakami, w sześcioro! ;), to Ci pożyczę i "W głębi...", i "Kiedy złość..." (ale mogę się założyć, że mimo że obie mają wiele wartościowych tez, to obie Cię mocno zawiodą ;) buźKi!!

      Usuń
    3. Kto wie, kto wie:) Ale spotkać się i tak w końcu trzeba:)

      Usuń
  3. To radzę zacząć od Jean Liedloff. Warstwa językowa jest nieco trudniejsza. Nie wiem, czy to "zasługa" tłumacza, czy rzeczywiście nie dało się uczynić ją milszą językowo? Już kilkakrotnie spotkałam się z opinią, że słowo stawia opór ;) Stein ma jak dla mnie bardziej płynną i swobodną narację, co mocno ułatwia czytanie ze zrozumieniem przy nasyceniu każdej strony ważnymi treściami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Porada praktyczna co do histerii hipemarketowych - zadziałało u mnie jeszcze jednej osoby, ale to nie znaczy, że sprawdza się szerzej. Nie mordować. Nie krzyczeć. Usiąść obok, nie przytulać (wewnątrz można się zagotować, wiem). Siedziałam 20 minut. Nieważne, że centrum handlowe, ludzie dookoła. Młoda się uspokoiła. I była to chyba ostatnia taka scena jaką urządziła.

    OdpowiedzUsuń