Strony

poniedziałek, 6 lipca 2020

Bez linijki nie podchodź

„Jeśli nie postawisz granic, inni zrobią to za Ciebie, lub zignorują fakt, że w ogóle ich potrzebujesz”.
Chad Buck

Granica. Słowo, które kojarzy nam się z czerwono-białym szlabanem, panami w mundurach, końcem jednego kraju i początkiem innego. Niektórym może też przyjść do głowy powieść Nałkowskiej. Inni pomyślą o wytrzymałości. Jedno słowo, a tyle znaczeń. A przecież wielu z nas codziennie, często nieświadomie, walczy o swoje granice ze swoimi bliskimi lub z zupełnie obcymi. Każdy z nas zetknął się z próbą przekroczenia swoich granic w taki czy inny sposób. Czasem są one niewinne i w łatwy sposób można się bronić. Ale niektórzy z nas staczają taką walkę codziennie i czasami przeradza się ona w wojnę o samego siebie.
O co w ogóle chodzi z tymi granicami? Są one bardzo osobistą, indywidualną sprawą – każdy z nas ma je w innym miejscu – to takie nasze wewnętrzne, ale i zewnętrzne terytorium. To, co dla jednego będzie zwykłym pytaniem, dla innego będzie wkroczeniem w jego prywatność. Dotyk, który sprawi przyjemność mi, niekoniecznie będzie miły dla Ciebie.
Wiele zależy tu nie tylko od osobowości, ale też środowiska i kultury, w jakiej się wychowaliśmy. Wielu Polaków pytanie o zarobki uważa za niestosowne, ale są kultury, w których nikt się na nie nie oburza. Często więc w kontaktach między osobami z różnych kultur czy nawet środowisk zdarza się nieintecjonalne naruszanie granic, nie będące próbą zagarnięcia czyjejś przestrzeni. W takiej sytuacji warto zwrócić uwagę na te różnice, a nawet wprost o nich porozmawiać, by następnym razem kogoś nie urazić. To samo dotyczy granic fizycznych. W niektórych krajach kontakt fizyczny, np. dotykanie drugiej osoby podczas rozmowy jest absolutnie naturalny, podczas gdy w innych może to zostać uznane za napastowanie. Doskonale pamiętam ogromny dyskomfort, jaki sprawiało mi w Tunezji zachowanie tubylców sprzedających na targowisku – łapanie za ręce, poklepywanie po ramieniu, podchodzenie znacznie bliżej niż jest to przyjęte w naszej kulturze. Na szczęście miałam świadomość, że nie jest to próba naruszenia moich granic, a po prostu coś naturalnego dla tej konkretnej grupy kulturowej.

Dyskomfort i poczucie winy
Czy zawsze wiemy, że ktoś przekroczył nasze granice? Tak. Informuje nas o tym nasza własna reakcja – dyskomfort po czyimś pytaniu lub działaniu, opór przed odpowiedzią lub złość związana z działaniami drugiej osoby, połączona zazwyczaj z poczuciem winy. Dlaczego? Ponieważ często osoby przekraczające granice robią to „dla czyjegoś dobra”, co sprawia, że druga strona, nie zgadzając się na ich pomoc czy wsparcie, czuje się winna. Często czynią tak nasi najbliżsi: nadopiekuńcza mama lub partner, ciekawska przyjaciółka, ale też nadmiernie kontrolujący szef czy wścibska koleżanka z pracy. Pod pozorem troski mama sprząta nasze mieszkanie, partner towarzyszy w każdym wyjściu, przyjaciółka pyta o intymne szczegóły naszego życia, szef wciąż sprawdza, co robimy, a koleżanka siedząca przy biurku obok głośno komentuje nasze decyzje służbowe – coś z tego brzmi znajomo? Oczywiście, niektórym odpowiada taka pomoc w domu czy poza nim, i wtedy nie ma mowy o przekraczaniu granic, ale większość z nas w powyższych sytuacjach odczuwa jednak dyskomfort, a jednocześnie boi się przeciwstawić ze strachu przed zranieniem drugiej osoby. A jednak psychologowie mówią jasno: możemy, a nawet powinniśmy się przed tym bronić, bo wpływa to negatywnie na naszą kondycję psychofizyczną. Zanim jednak ruszymy do boju, warto sobie dobrze przemyśleć swoje własne reakcje i odpowiedzieć na pytanie, co odczuwamy jako wkroczenie w naszą przestrzeń. Jaki rodzaj pytań czy działań ze strony innych ludzi sprawia nam dyskomfort?
Kiedy już to określimy, zastanówmy się, na ile jesteśmy w danych kwestiach elastyczni. Jeśli pytanie o zarobki sprawia nam lekki dyskomfort, ale lubimy pytającego i nie odbieramy tego pytania jako czegoś silnie zagrażającego, to być może możemy granicę nagiąć, odpowiadając wymijająco lub żartobliwie. Jeśli jednak takie pytanie budzi duży opór, nie powinniśmy mieć poczucia winy, gdy jednoznacznie postawimy granicę, mówiąc wprost na przykład: „przepraszam, ale nie lubię rozmawiać o zarobkach” lub mocniej: „wybacz, ale uważam, że to dość osobiste pytanie, więc wolę na nie nie odpowiadać”. Wyrazimy w ten sposób, nie obrażając nikogo, że wkracza w naszą przestrzeń i że nie chcemy go tam wpuszczać. Odpowiedź ta jednocześnie nie uderza w pytającego, nie zawiera elementu krytyki, informuje jedynie, że czujemy dyskomfort. Jeśli jest to człowiek kulturalny, empatyczny, zrozumie. A jeśli nie? Być może wtedy warto wytłumaczyć, dlaczego nie lubimy takich pytań – być może ta osoba trochę inaczej postrzega swoją prywatność. Często jednak zdarza się też, że reakcja na postawienie granic jest bardziej emocjonalna i nasz rozmówca się obraża lub dalej próbuje się czegoś dowiedzieć. Wtedy niestety większość z nas ulega lub wręcz przeciwnie, dochodzi do kłótni. Czy da się tę sytuację rozwiązać? Wyjście jest tylko jedno – jednoznaczna, stanowcza, ale kulturalna odmowa odpowiedź wyjaśniająca przyczyny owej odmowy. Jeśli to nie pomoże – być może mamy do czynienia z osobą toksyczną, osaczającą i wtedy niestety musimy dobrze przemyśleć naszą relację. To bardzo trudne, szczególnie gdy chodzi o naszych najbliższych – zazwyczaj boimy się ich urazić, boimy się, że się obrażą i zerwą relację. Często powstrzymuje nas lęk przed odrzuceniem i poczucie winy. Nie ma tu niestety złotego środka. Jeśli nie postawimy granic, „napastnik” będzie je przekraczał coraz częściej i coraz głębiej będzie wchodził w naszą przestrzeń, a to na pewno nie służy naszej psychice. W szczególności dotyczy to subtelnych emocjonalnych kwestii, w których bardzo się różnimy między sobą, ale zdarza się to również w wypadku granic fizycznych.

Bliżej nie podchodź
Wiele lat temu antropolog i etnolog Edward T. Hall wyodrębnił 4 rodzaje przestrzeni komunikacyjnych w relacjach społecznych, charakterystycznych dla ludzi w kulturze zachodniej. Każdy z owych dystansów ma strefę bliższą i dalszą.
Pierwszy z nich zwany jest dystansem intymnym. Bliższy to odległość do 15 centymetrów, a dalszy od 15 do 20 centymetrów między naszym ciałem a ciałem drugiego człowieka. Ze względu na silne doznania sensoryczne jest to przestrzeń zarezerwowana tylko i wyłącznie dla naszych najbliższych, dlatego nie należy przekraczać tego dystansu podczas zwykłej rozmowy czy kontaktu. Oczywiście jest ona często przekraczana w komunikacji miejskiej czy w tłumie ludzi – dlatego większość z nas intuicyjnie unika tłocznych miejsc, a w autobusowym ścisku czuje dyskomfort i stara się unikać kontaktu fizycznego i wzrokowego.
Trochę spokojniej podchodzimy zazwyczaj do dystansu indywidualnego (osobniczego) mieszczącego się w granicach od 45 centymetrów do 1,2 metra. To taka nasza strefa ochronna, która oddziela nas od innych. Do 75 cm wpuszczamy w nią tylko swoich bliskich. Jeśli w takiej odległości od nas stanie nasz partner, uznamy to za komfortowe, ale już podejście tak blisko do koleżanki z pracy może budzić opór. Między 75 a 120 cm, czyli na wyciągnięcie ręki od naszego rozmówcy, czujemy się zazwyczaj bezpiecznie i swobodnie, aczkolwiek całkowicie obce osoby nie są w tej przestrzeni mile widziane. To strefa osobistych rozmów ze znajomymi, bliższymi i dalszymi, ale też granica fizycznej dominacji – powyżej tego dystansu nie możemy zazwyczaj już dosięgnąć drugiej osoby. Dlatego w kontakcie ze współpracownikami podczas nieosobistych konwersacji czy spotkań towarzyskich trzymamy raczej dystans społeczny, wynoszący od 1,2 do 2 m, a przy okazji bardzo formalnych kontaktów między 2 a 3,6 metra – tak na ogół ustawia się biurka w pracy lub w urzędach. To najbardziej komfortowy dystans w kontakcie z obcymi. Najdalej, bo powyżej 3,6 m od nas, znajduje się strefa publiczna przeznaczona dla osób publicznych – aktorów, polityków itp.
Dlaczego przytaczam tu teorię Halla? Bo dobrze ilustruje, jak wyraźne granice fizyczne każdy z nas posiada. Oczywiście, opisane odległości są uśrednione i niektórzy będą potrzebowali mniejszego lub większego dystansu: dla jednego przytulenie będzie po prostu sposobem na wyrażenie pozytywnych emocji, ale w osobie przytulanej może wzbudzić wiele negatywnych emocji. Podobnie z pozornie niewinnym dotknięciem dłoni czy poklepaniem po plecach – dla niektórych może być to zdecydowane przekroczenie ich granic, co sprawi, że się odsuną lub wzdrygną i nie będzie to miało nic wspólnego z ich niechęcią do rozmówcy. Osoby niewidome, trochę z przymusu przyzwyczajone do fizycznego kontaktu np. ze swoimi przewodnikami, na pewno też inaczej postrzegają przestrzeń osobistą, zarówno swoją, jak i cudzą. Ponieważ to dłonie są ich oczami, może się zdarzyć, że przekroczą czyjąś granicę, nawet nie wiedząc o tym. Warto tu dodać, że w te fizyczne granice wchodzi też nasza przestrzeń osobista, np. nasze biurko w pracy czy pokój w wynajmowanym mieszkaniu. Grzebanie w szafkach czy szufladach pominę – bo jest ono zwykłym brakiem kultury, ale czasami wkraczanie w naszą osobistą przestrzeń przybiera bardziej subtelną formę – na przykład ktoś czyta położone na biurku dokumenty, uważając, że skoro leżą na wierzchu, to można w nie zajrzeć, czasem coś nam poprzestawia – pod pozorem sprzątania i troski o nas wprowadza własny ład, tak naprawdę ingerując w coś, co uważamy za nasze. Przed każdą z takich ingerencji mamy prawo się bronić, kulturalnie i z taktem, ale stanowczo. W przypadku niechcianego dotyku taką obronę stanowić może nie tylko komunikat werbalny, ale też jednoznaczna reakcja fizyczna – odsunięcie się, zdjęcie ręki rozmówcy ze swojego ramienia, czy bardziej drastycznie, gdy subtelnie się nie da – po prostu danie komuś po łapach.
Zdarzało mi się zaobserwować u rozmawiających ze sobą osób swoisty taniec. Kobieta posiadająca szerszą strefę osobistą podczas rozmowy z kimś, kto nie czuje potrzeby dużego dystansu, cofa się jakby pod naporem swojego rozmówcy. Gdy jedno się cofa, drugie podchodzi bliżej i w najbardziej niezwykłej z moich obserwacji przewędrowali tak cały korytarz. Czy ktoś tu przekroczył granicę? Jeśli nawet tak, to zapewne nieświadomie, aczkolwiek kobieta dawała jasny sygnał: nie zbliżaj się. Być może jej rozmówca był po prostu zbyt skupiony na rozmowie, by zarejestrować komunikaty niewerbalne.
Ten przykład pokazuje, że warto zwracać uwagę na reakcję drugiego człowieka na kontakt fizyczny. Jeśli ktoś go unika, być może po prostu sprawia mu on dyskomfort i nie powinno się go do bliskości zmuszać. To samo dotyczy emocji – jeśli nasz rozmówca unika odpowiedzi na bardzo osobiste pytanie, to znaczy, że przekraczamy jego granice i powinniśmy się cofnąć, aby dać mu więcej przestrzeni. Być może uwolniony od nacisku, sam spróbuje się zbliżyć. Również w drugą stronę – stanowcza, ale kulturalna obrona własnych granic może sprawić, że nasz rozmówca nabierze do nas szacunku i komunikacja stanie się lepsza – my pozbędziemy się napięcia, a nasi bliscy nie będą się czuli odrzuceni, gdy zrozumieją, że nasza reakcja wynika tylko i wyłącznie z osobistych odczuć, a nie niechęci do nich.
A na koniec, mała ściągawka, która być może ułatwi nam zrozumienie, gdzie kończymy się my, a zaczyna inny człowiek, czyli pięć praw Fensterheima:
1. Masz prawo do robienia tego, co chcesz – dopóty, dopóki nie rani to kogoś innego.
2. Masz prawo do zachowania swojej godności poprzez asertywne zachowanie – nawet jeśli rani to kogoś innego – dopóty, dopóki Twoje intencje nie są agresywne, lecz asertywne.
3. Masz prawo do przedstawiania innym swoich próśb – dopóty, dopóki uznajesz, że druga osoba ma prawo odmówić.
4. Istnieją takie sytuacje między ludźmi, w których prawa nie są oczywiste. Zawsze jednak masz prawo do przedyskutowania tej sprawy z drugą osobą i wyjaśnienia jej.
5. Masz prawo do korzystania ze swoich praw.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz