Strony

piątek, 7 lutego 2014

Tracy Hogg – Język dwulatka

Muszę przyznać, że nigdy nie rozumiałam fascynacji książkami Tracy Hogg. Jej porady w Języku niemowląt, choć czasem nie pozbawione sensu, mają tę podstawową wadę, że nie uwzględniają indywidualnych cech dziecka. Dlatego zabierałam się do Języka dwulatka z lekką nutą sceptycyzmu. I choć "zaklinaczka dzieci" i w tej książce twierdzi, że da się dzieci podzielić na konkretne typy, to tym razem przynajmniej poczułam się przekonana, że miała z dwulatkami cokolwiek do czynienia.
Ogromną zaletą poradników Hogg jest przejrzysta i logiczna struktura. Nie trzeba ich czytać od deski do deski, żeby znaleźć rozwiązanie nurtujących nas problemów, a do tego wiele rzeczy opisanych jest na przykładach. Ponadto, wiele stwierdzeń dotyczących dwulatków do mnie trafiło i pozwoliło mi spojrzeć na moją córę z innej perspektywy. Nie zmienia to niestety faktu, że megalomania autorki przebija z każdej strony, a jej czarno-biały punkt widzenia bywa bardzo drażniący.
Wiele jest tutaj na temat podstawowych problemów, z jakimi borykają się rodzice dwulatków, ale jeśli ktoś liczy na poradę dotyczącą faktycznie dwulatka, może się zdziwić, bo Tracy w każdym rozdziale jak mantrę powtarza, że trzeba zacząć działać wcześniej, a w rezultacie otrzymujemy porady dotyczące dzieci rocznych lub młodszych. Co więcej, ma wyraźną obsesję na punkcie samodzielnego zasypiania i
Najbardziej jednak irytującą mnie kwestią w Języku jest wspomniane wcześniej dzielenie dzieci na kategorie. Nie umiem niestety takiego podziału zaakceptować ani się z nim zgodzić, bo zdecydowanie uważam, że tak jak i dorośli, wszystkie dzieci są inne i nie da się ich zaszufladkować. Nie znam dwójki takich samych dzieci, ba! nie znam dwójki dzieci, na które działałyby te same metody wychowawcze. POnadto, moje gadające i chodzące dziecko, niespełna 3-letnie absolutnie nie pasuje do opisów dzieci w książce Hogg.
Niemniej jednak, choć nie zachęcam do kupienia, to mogę z czystym sumieniem polecić do przejrzenia, bo niektóre metody czy rady "zaklinaczki" są bardzo inspirujące, a przede wszystkie pozwalają spojrzeć z trochę innej perspektywy na własne dziecko.

PS. Ale nadal nie mogę wyjść z szoku, że istnieją rodzice, którzy po uśpieniu dziecka, wyczołgują się z dziecięcego pokoju, aby nie obudzić malucha, tak jak w jednym z podawanych przez autorkę przykładów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz