Na tytułowe pytanie moja odpowiedź brzmi: nie wiem.
Nikt nas rodziców nie przygotowuje do tego, co będzie, gdy pierwszego września rzucimy nasze dziecko na głęboką wodę instytucjonalnej opieki. Staramy się wobec tego sami, jak najlepiej potrafimy, przygotować chociaż swoje dzieci. Czytamy poradniki, pytamy znajomych, czasem, gdy jest taka okazja, pytamy panie w przedszkolu. Większość z nas przez całe wakacje opowiada dziecku jak to będzie fajnie, jak wesoło, czytamy książeczki, opowiadamy, mówimy: dzieci, zabawy, panie, no wszystko cudnie. A potem przychodzi wrześniowy poniedziałek, wchodzimy do przedszkolnej szatni i nagle wszystkie te przygotowania i plany idą w diabły, bo oto własnie znaleźliśmy się w oku przedszkolnego cyklonu. Płacz, krzyk, chaos – witajcie maluchy! I nie da się na to przygotować. A co gorsza, my, dorośli, choć słuchamy tysięcy opowieści znajomych rodziców o tych pierwszych tygodniach, tak naprawdę do samego końca nie mamy pewności, jak zareagujemy, więc przez cały czas towarzyszy nam lęk, bezsilność i niewiedza. Trudno więc się dziwić, że mimo ciągłych napomnień pań przedszkolanek, mamy nie potrafią krótko się pożegnać i wyjść, że one też nie radzą sobie z tym rozstaniem i rozpaczą maluszków. Przecież my nie wiemy, z kim, jak i co. Co z tego, że (jak się miało szczęście) to się poznało wychowawczynię, skoro nie ma się pojęcia, jakim jest człowiekiem? Co z tego, że w czerwcu było się dwa dni na godzinę w przedszkolu, skoro od czerwca minęło tyle czasu? Co z tego, że niby jest harmonogram, regulaminy, podstawy programowe, skoro nie wiemy, jak tak naprawdę nasz maluch będzie sobie radził i co będzie robił?
Tak, niewiedza to to, co jest najtrudniejsze w tym przedszkolnych początkach. Bo niewiedza wywołuje lęk. A jeśli my się boimy, to choćbyśmy mieli najszerszy uśmiech na świecie, nasz mały trzyletni radar doskonale wyczuje sprawę i będzie się bał równie mocno.
Dlatego właśnie chciałam się z Wami podzielić krótko moim doświadczeniem (nie, żebym sama umiała tak postępować, ale teorię ogarniam!). Od razu mówię: nie wiem, jak przygotować dziecko, nawet nie wiem, czy da się to w ogóle zrobić – według mnie nie i według mnie trzylatek nie jest w ogóle gotowy na pobyt w instytucji. Ale to oczywiście moje zdanie, podparte jedynie obserwacją dzieci i ich reakcji na przedszkole (a jak wiadomo taką obserwację prowadzę tylko z dystansu, bo własne mam tylko jedno). Za to mogę podpowiedzieć, jak przygotować siebie – bo nasza reakcja i nasze samopoczucie mają gigantyczny wpływ na nasze dzieci.
1. Zanim w ogóle zaczniesz przygotowania, zapytaj siebie, jaki masz stosunek do przedszkola jako takiego i przypomnij sobie swoje doświadczenia z przedszkolem. Jeśli masz złe – czeka Cię mnóstwo pracy nad sobą (coś o tym wiem!!!), jeśli dobre – skup się na nich – bo wtedy utrwalisz w sobie przekonanie, że przedszkole to coś fajnego. Jeśli masz złe doświadczenia z przedszkolem lub w ogóle do niego nie chodziłaś, postaraj się skupić na opowieściach innych, na dobrych opowieściach. Może Twój mąż pamięta coś fajnego? Słuchaj takich rzeczy jak najwięcej – wtedy łatwiej będzie Ci wytworzyć w sobie pozytywny stosunek do przedszkola. Twój pozytywny stosunek na pewno przełoży się też w jakimś stopniu na stosunek Twojego dziecka.
2. Dowiedz się jak najwięcej na temat przedszkola, do którego idzie maluch. Już przed wyborem na ogół wiele rzeczy sprawdzamy, ale najlepsza jest wiedza praktyczna – popytaj rodziców dzieci tam uczęszczających, poznaj harmonogram dnia, porozmawiaj z wychowawcami. Nie czytaj w internecie!
3. Na pierwszy tydzień lub dwa nie planuj żadnych większych rzeczy (wyjazdów, wyjść, imprez). To czas na oswajanie i przeorganizowanie życia – niektórzy rodzice biorą w tym czasie urlop – ja tego nie polecam. Lepiej się czymś zająć, gdy czujemy niepokój o dziecko, może wystarczy umówić się na wcześniejsze wyjścia z pracy? Niech to będzie spokojny czas, poświęcony na bycie razem. Maluch na pewno będzie potrzebował bliskości po powrocie.
4. Ustalcie, kto będzie odprowadzał dziecko rano. To bardzo trudny moment. Jeśli masz to robić Ty, musisz być przekonana, że dasz radę być spokojna. Dziecku zazwyczaj najtrudniej jest pożegnać się z mamą, więc trzeba mieć w sobie dużo siły i spokoju. Dlatego lepiej czasem, gdy odprowadza tata lub babcia, czy też opiekunka. Droga mamo, zapytaj siebie uczciwie: czy dam radę się spokojnie pożegnać, gdy moje dziecko będzie kurczowo mnie trzymało i płakało? Jeśli czujesz, że nie, pomyśl o kimś innym. A jeśli jednak odprowadzisz i rozstanie będzie długie i dramatyczne, to następnego dnia przekaż malucha tacie. Jak nie masz takiej możliwości, pij dużo melisy... Tu nie chodzi tylko o to, że Twój stres udziela się dziecku. Chodzi też o Ciebie – Twój stres gdzieś się przecież też odkłada!
5. Zaplanujcie duuuużo czasu rano. Organizacja dnia bardzo się zmienia, a maluch nie zawsze chce wstać na zawołanie. Dobrze jest sobie zarezerwować więcej czasu, by się nie spieszyć rano. Jakikolwiek pośpiech w pierwszych dniach wywoła tylko niepotrzebny stres. Przygotuj wszystko, co potrzebne wieczorem – po co dodatkowy niepokój, że się czegoś zapomniało?
6. Spróbuj nie czuć się winna. Poczucie winy to nieodłączna część macierzyństwa. Mamy czują się winne tylu rzeczom, że nie starczyłoby czasu, by je wyliczyć. Czujemy się też winne, gdy nasze dziecko płacze, a my i tak musimy je oddać w ręce obcej osoby. Tłumaczenie, że wszyscy tak robią, może pomóc, ale pewnie nie w 100%. Dlatego może warto sobie wcześniej ułożyć to w głowie i pomyśleć o korzyściach, jakie z tego wynikają. Socjalizacja? Przygotowanie do szkoły? Nauka samodzielności? Cokolwiek, co sprawi, że uznasz, że robisz dla dziecka to, co najlepsze.
7. Może warto też sobie wyznaczyć czas, jaki dajemy na oswojenie, stworzyć plan rezerwowy. Niektórym pomaga taki plan awaryjny, czyli na przykład ustalenie, co będzie, jeśli adaptacja będzie trwała dłużej niż ten zakładany miesiąc. Ogranicza to czasem poczucie bezsilności i daje zapewnienie, że mogę coś zrobić "gdyby coś".
8. Rozmawiaj z innymi rodzicami. niektórzy oczywiście będą straszyć, ale niektórzy mają fajne rady i optymistyczne opowieści.
9. Nie bój się pytać wychowawczyń o dziecko – one rozumieją Twój niepokój, niejedną matkę wariatkę lub tatę wariata przeżyły. Powiedzą Ci, jak maluch sobie radzi i na pewno poczujesz się lepiej, gdy dowiesz się, że z każdym kolejnym dniem płacze mniej lub w ogóle. One też mogą coś podpowiedzieć i doradzić. Przyjmij założenie, że są naprawdę całym sercem po stronie dziecka - inaczej chyba nie mogłyby pracować w tak trudnym zawodzie, prawda? (tak, wiem są wyjątki, ale to nie jest czas na myślenie o nich!!!!!)
10. I na koniec: Daj sobie i dziecku czas. Musicie przywyknąć, oswoić się. To bardzo trudne, bo musisz sobie radzić z niepokojem dziecka i swoim, musisz stać się oparciem, choć zapewne serce Ci pęka. Nie odliczaj dni, nie myśl, że płacze za długo czy za krótko, nie próbuj dopatrywać się podwójnych znaczeń w różnych sytuacjach – szczególnie to ostatnie jest na pewno trudne, bo boimy się, że dziecku dzieje się krzywda – wyobraźnia mam jest nieograniczona. Spróbuj sobie tłumaczyć, że każdy adaptuje się inaczej i Wy też potrzebujecie więcej lub mniej czasu niż inni. Pozwól też sobie na płacz i przeżywanie, gdy dziecka nie ma w pobliżu. Hej, jesteśmy tylko ludźmi, nie cyborgami! Mamy prawo ryczeć jak bóbr po wyjściu z przedszkola, wrzeszczeć na sprzęty domowe (ale nie na domowników!) i kompulsywnie sprzątać (co akurat bywa praktyczne.) Żeby wspierać malucha, musimy same sobie radzić, a tego się nie da zrobić, gdy nie damy sobie taryfy ulgowej!
Napisała matka absolutnie nie ogarniająca aktualnie tematu. ;)